Wersja kontrastowa: Alt + Z

Przejdź do treści strony: Alt + X

Przejdź do nawigacji strony: Alt + C

Mapa Witryny: Alt + V

Wyszukiwarka: Alt + B

Zimowy grzbiet Karkonoszy, cz. 1.  

powrót
drukuj     rozmiar tekstu - +
5.03.2020

Piękna, nieco bardziej już wymagająca wycieczka, godna polecanie również zimą. Przy czym warunkiem koniecznym są oczywiście stabilne warunki i dobre prognozy, tym bardziej, że po drodze czeka nas ogromna porcja przepysznych widoków. 

Znajdzie się z pewnością wielu takich, którzy trasę tę pokonają w ciągu jednego dnia. To prawda, że jest to możliwe - wszak to około 12 godzin marszu i 35 kilometrów do pokonania. Jeśli jednak nie w głowie nam bicie górskich rekordów, warto tę piękna wycieczkę rozłożyć na dwa dni i wykorzystać w pełni wszystko to, co dają turystom Karkonosze. A jest tego przecież sporo. 

Wszystko rozpocząć powinna jednak dokładna analiza prognoz pogody i panujących w górach warunków. W tym przypadku mowa o zimie, jednak górskiej aury nie wolno lekceważyć o żadnej porze roku. Z pomocą przychodzą tu przede wszystkim komunikaty Karkonoskiej Grupy GOPR oraz Karkonoskiego Parku Narodowego, ale też coraz lepsze dedykowane turystom mobilne aplikacje. 

Dzień 1. 

 

Start oczywiście lepiej zaplanować w Jakuszycach, skąd w stronę Szrenicy rusza szlak zielony. Jest to całkiem spory do pokonania kawałek (ok. 3 godziny marszu), w sam raz na poranną rozgrzewkę. Pierwsze lub drugie śniadanie (w zależności od indywidualnych przyzwyczajeń) zjeść można w znajdującym się na szczycie Szrenicy schronisku. Oczywiście warto dłuższą chwilę poświęcić na rozciągające się ze szczytu widoki, które już praktycznie do samej Przełęczy Okraj będą nam towarzyszyć. 

Kolejny fragment, już mniej niż ten pierwszy wymagający, to trasa w stronę Wielkiego Szyszaka. Pozostaje jedynie wybranie szlaku, a opcje w tym wypadku są dwie (o ile zamknięty nie jest fragment szlaku żółtego trawersujący Łabski Szczyt). Możemy więc zejść do klimatycznego Schroniska pod Łabskim Szczytem na kawę i potem wdrapać się już do samych Śnieżnych Kotłów, albo kontynuować marsz właściwą granią, podążając cały czas szlakiem czerwonym. 

Jedna z karkonoskich wizytówek 

Śnieżne Kotły to kolejne miejsce, przy którym warto na dłużej przystanąć - opadające z nich w skalną próżnię potężne ściany niezwykłe wrażenie robią właśnie zimą, przede wszystkim dzięki śnieżnym nawisom. Tu uwaga - miejsce to bardzo niebezpieczne, przy którym absolutnie do granicy kotłów nie należy się zbliżać! 

Następnie czeka nas ostatni fragment wyprawy pierwszego dnia, zakładając, że nocować będziemy na Karkonoskiej Przełęczy. I tu znów istnieje możliwość dwóch do wyboru opcji, w zależności od panujących zimą warunków. Jeśli śniegu jeszcze sporo i na grani panują typowo zimowe warunki, szlak prowadzi na prawo od szczytu Wielkiego Szyszaka. Jeśli jednak w góry zagląda już wiosna, a śniegu na szlaku wiele nie leży (co w tym roku często miało przecież miejsce), wybieramy letni wariant, który prowadzi po głazach do tzw. Obniżenia pod Śmielcem i potem na Czarną Przełęcz. 

Tam z kolei znajduje się schronienie, w którym możemy jeszcze złapać oddechu, napoić się (ważne!), choć do końca trasy na dzień pierwszy wiele już nie zostało - jakieś 90 minut marszu spokojnym tempem. 

Na samej Karkonoskiej Przełęczy są przynajmniej trzy opcje noclegu, choć warto o to zadbać wcześniej, bo w tej chwili już nawet poza szczytem sezonu bywa tu problem z miejscem. Szczególnie godne polecenia jest oczywiście Schronisko Odrodzenie, gdzie nawet jeśli przyjdziemy na długo przed zmrokiem, warto spędzić dłuższą chwilę relaksując się, czytając czy spędzając wieczór w jego klimatycznych pomieszczeniach. Warto też poczekać na zachód słońca, który i w tym miejscu bywa niezwykle uroczy. 

Po nabraniu sił, dobrze przespanej na wysokości nocy i uzupełnieniu baterii świeżą energią, będziemy gotowy na drugi dzień naszej wyprawy, w trakcie której nie braknie pięknych miejsc, zapierających w piersiach widoków ale też ostrzejszych na trasie podejść.