Wersja kontrastowa: Alt + Z

Przejdź do treści strony: Alt + X

Przejdź do nawigacji strony: Alt + C

Mapa Witryny: Alt + V

Wyszukiwarka: Alt + B

Karkonoskie zioła lekiem na całe zło - czyli opowieść o laborantach

powrót
drukuj     rozmiar tekstu - +
4.02.2025
„Do jakiegoż zakątka Niemiec nie dotarły już preparowane tutaj lekarstwa w opieczętowanych słoiczkach? Na którym z jarmarków zabraknąć może malutkich, przecudnie pachnących pudełeczek z zachwalającymi Karpacz etykietami i znanym na całym świecie napisem: „Ten prawdziwy proszek żołądkowy, wciągnięty przez nos, wzmacnia głowę, usuwa katary etc.”. Czyżeś nie słyszał nigdy o pochodzących stamtąd laborantach, od których dzieci kupują cukier rabarbarowy, a chłopi – eliksir żołądkowy? W Polsce, Czechach i w całych Niemczech zapytać możesz o medykamenty z Karpacza. Czy jest gdzie indziej wieś, w której zamiast chłopów mieszkaliby aptekarze – Bóg jeden raczy wiedzieć”

Benjamin Werner /1799/

Tymi słowami, w nieukończonej nigdy noweli, Benjamin Werner miał opisywać XVII-wieczny Karpacz i jego mieszkańców. Tamten czas był dla naszej urokliwej miejscowości pod Śnieżką bardzo dobry. Z niepozornego zbiorowiska lichych chałup kurzaków stał się centrum produkcji lekarstw, maści, a nawet nalewek znanych w znacznej części Europy. To wszystko działo się w czasach, gdy turystyka w naszym rejonie praktycznie nie istniała, a w dzikie góry zapuszczali się nieliczni. Ci odważni ludzie, którzy zdecydowali się wykorzystać ciągle jeszcze tajemnicze ostępy Karkonoszy do celów biznesowych, to właśnie laboranci, zwani również zielarzami.


Wnętrza karpackiej apteki w latach 1935-1945, wzorowanej na pracowniach laboranckich. Dziś Apteka pod Złotą Wagą.
(źródło: polska-org.pl)

Pierwsi w górach

Laboranci to nie byli pierwsi śmiałkowie, którzy zdecydowali się zmierzyć z Górami Olbrzymimi. Ciężko stwierdzić, kto i kiedy jako pierwszy faktycznie wszedł na Śnieżkę. Najstarsze źródła wspominają o roku 1456 r., gdy wspiąć się na nią miał mieszkaniec Benatek nad Jizerą. Niemniej pierwsi ludzie, którzy zapuszczali się w góry, nie zdobywali szczytów. Skupiali się przede wszystkim na dolinach, w których poszukiwano kamieni szlachetnych, cennych minerałów, a nawet złota. Znana z tego była przede wszystkim Sowia Dolina, którą zapewne już lokalna ludność słowiańskiego pochodzenia penetrowała w poszukiwaniu tego cennego kruszcu. Możliwe też, że to właśnie oni nadali nazwę płynącej tą doliną niewielkiej rzeczce Płomnica, znanej w niemieckich czasach jako Plagnitz (czasem Plakwitz). Nasuwa to słuszne skojarzenia z płukaniem złota w tym potoku. Później w ich miejsce pojawili się tzw. Walończycy. Część z nich zapewne faktycznie pochodziła z Walonii, choć źródła czeskie wskazują jednoznacznie na… Wenecję, jako miejsce, z którego przybyli. Mogli być to w rzeczywistości przybysze z różnych zakątków Europy, choć posługujący się głównie językiem niemieckim, a przede wszystkim świetnie znający się na geologii i górnictwie.


Średniowieczne płuczki złota w Sowiej Dolinie
(fot. D. Cybulski)

Początki laborantów

Wiedza tzw. Walończyków została spisana w legendarnych Księgach Walońskich, z których korzystali również laboranci. W końcu tworzenie leczniczych mikstur odbywało się nie tylko na bazie ziół, ale także na bazie różnych minerałów. Dla niektórych takie praktyki ocierały się o magię, jednakże mamy tu do czynienia po prostu z zaawansowaną, jak na ówczesne czasy, wiedzą chemiczną. A taką właśnie posiadali uchodźcy religijni, którzy podczas wojny trzydziestoletniej uciekali przed prześladowaniami m.in. w Karkonosze. Prawdą jest, że praktyki ziołolecznicze na pewno odbywały się na tym terenie wcześniej, ale na mniejszą skalę. Mamy na to dowód choćby na mapie Karkonoszy autorstwa Simona Hüttela z 1578 roku, gdzie w okolicy źródła Upy znajdziemy wizerunki mężczyzny i kobiety zbierających rdest wężownik. Jest to najstarsze przedstawienie karkonoskich zielarzy. Niemniej to właśnie XVII wiek uznaje się za początek rozkwitu fachu laboranckiego u stóp Śnieżki. Uciekający przed prześladowaniami czescy protestanci mieli w 1622 r. schronić się w Karkonoszach. Jednym z nich był kłodzki aptekarz Georg Werner, którego uznaje się za założyciela karpackiego ośrodka zielarstwa.


Fragment mapy Karkonoszy Simona Hüttela z 1578 r. przedstawiający zielarzy

Pruskie prawo gwoździem do trumny

Laboranci w Karpaczu, pod panowaniem Habsburgów, cieszyli się względną wolnością. Kolejne pokolenia poznawały od swoich mistrzów tajniki sporządzania różnorakich eliksirów. Sytuacja zmieniła się w momencie przejścia Śląska pod panowanie pruskie. Państwo ze stolicą w Berlinie słynęło z bardzo szczegółowego i rozbudowanego systemu prawnego. Wszystko musiało być uporządkowane i legalne. Siłą rzeczy chałupnicza działalność karkonoskich i izerskich laborantów nie była mile widziana w Królestwie Pruskim, a następnie w Cesarstwie Niemieckim. Aby zwalczyć nieusystematyzowaną produkcję leków, maści i innych zielarskich specyfików, wprowadzano liczne ograniczenia. Przykładowo w 1809 r. zakazano laborantom handlu domokrążnego. Z kolei dziesięć lat później ograniczono im możliwość sprzedaży swoich wyrobów do wybranych miast targowych, przez co niemożliwy stał się handel karkonoskimi medykamentami m.in. w niezwykle popularnych wśród turystów i kuracjuszy Cieplicach, gdzie co roku w okresie Wielkanocy odbywały się znane targi. Następnymi krokami były edykty z 1843 r., które zakazywały praktyk homeopatycznych, ograniczały liczbę wytwarzanych prostych specyfików z 46 do 21, a dokument z 30 września definitywnie wstrzymał wydawanie zezwoleń na prowadzenie działalności zielarskiej. To był przysłowiowy gwóźdź do trumny karkonoskich laborantów.

Ten ostatni

Ostatnim karpackim zielarzem był Ernst August Zölfel (1811-1884). Swoją pracownię miał w budynku nr 38 (obecny adres – ul. Konstytucji 3 Maja 26). Dziś w tym miejscu, przed nadal istniejącym domem, znajduje się pamiątkowy głaz oraz tablica pokrótce przedstawiająca historię ostatniego laboranta. Zölfel został pochowany na cmentarzu przy kościele ewangelickim w Miłkowie. Niestety, po 1945 r, w wyniku niepotrzebnych dewastacji, jego tablica nagrobna zaginęła. Prawdopodobnie do dziś leży gdzieś przy cmentarnym murze. Może uda się ją kiedyś odnaleźć, odnowić i odpowiednio wyeksponować? W końcu była to ważna postać dla historii Karkonoszy i warto o niej zachować pamięć. A propos pamięci o Zölfelu… Kojarzycie rygiel skalny oddzielający Kotły Małego i Wielkiego Stawu? Dziś nazywa się on „Zielarz”, co nawiązuje do przeszłości tego miejsca. To właśnie tam Zölfel miał chodzić po zioła do swoich specyfików. Aby uczcić jego pamięć, rygiel został nazwany przez przedwojennych mieszkańców Karkonoszy „Zölfelshübel” – czyli w wolnym tłumaczeniu „Pagórek Zölfela”.


Pracownia Zölfela – dziś budynek znany jako Dom Ostatniego Laboranta
(źródło: polska-org.pl)

Pamięć nadal żywa

Więcej o naszych laborantach dowiecie się w okolicznych muzeach i centrach edukacyjnych. Szczególnie zapraszamy do Karkonoskich Tajemnic, Multimedialnego Muzeum Karkonoszy, Muzeum Sportu i Turystyki oraz Centrum Informacji Karkonoskiego Parku Narodowego, w których to znajdują się dedykowane wystawy i eksponaty poświęcone tradycjom zielarskim w Karkonoszach. Zachęcamy również do lektury książki autorstwa Przemysława Wiatera pt. „Laboranci u Ducha Gór”. Była ona dla Autora nieocenionym źródłem informacji podczas pisania tego artykułu. Znajdziecie tam także opisy poszczególnych ziół i roślin występujących w naszych górach, a nawet konkretne przepisy, mające często wielowiekową tradycję. Na zdrowie!

Dominik Cybulski /PR/